sobota, 30 stycznia 2016

Bezglutenowy, białkowy tort Sachera

Nie wiem czy wiecie, ale tak się składa, że mam dzisiaj imieniny! Na takie okazje, gdy jest się blogerką-"cukierniczką", tort też trzeba zrobić sobie samemu... To nie jest oczywiście powód do narzekania, taka sytuacja bardzo mnie cieszy, bo wiecie chyba, że gdyby nie akrobatyka, nauka, sen i tysiące innych rzeczy, które mam na co dzień do roboty, w kuchni bym zamieszkała. Zdarzały się zresztą nawet sytuacje, że moje zeszyty były brudzone np.surowym ciastem na muffiny, bo przecież szkoda tracić czas na naukę przy biurku...
 Przechodzę do sedna dzisiejszego posta, czyli do tortu. Kilka dni temu natrafiłam na Facebooku na smakowite zdjęcie klasycznego tortu Sachera, w wegańskim wydaniu, autorstwa bloga "VEGANation". Nie ukrywam, inspirację czerpałam właśnie z ich przepisu - polewy czekoladowe i forma tortu nie są wymyślone przeze mnie. Wpadłam jednak samodzielnie na pomysł, aby uczynić ten elegancki deser przyjaznym dla osób unikających glutenu. Zauważcie, że coraz częściej pojawiają się u mnie na stronie właśnie bezglutenowe wypieki - choć sama nie borykam się z uczuleniem, zdaję sobie sprawę z tego, że w dzisiejszych czasach coraz więcej osób decyduje się wyeliminować "gluta" z diety. To dla nich powstał właśnie ten przepis - cieszcie się więc tym cudownym, czekoladowym Sacherem, jedzonym bez skutków ubocznych ;) W bonusie dostarczycie sobie wartościowego białka, ponieważ biszkopt pieczemy na bazie mąki z ciecierzycy.

Składniki na tortownicę o średnicy 20 cm:
Biszkopt:
-szklanka mleka roślinnego
-3/4 szklanki syropu klonowego
-1/4 szklanki oleju

-2 szklanki mąki z ciecierzycy (radzę użyć kupnej)
-2 łyżki kakao
-łyżeczka sody oczyszczonej
-szczypta soli

Krem czekoladowy:
-twarda część mleka kokosowego, które stało minimum 12 godzin w lodówce
-100 g rozpuszczonej w kąpieli wodnej czekolady 70-85%
-2 łyżki ksylitolu
-szczypta sody oczyszczonej

Polewa kakaowa:
-100 g czekolady 70-85%
-łyżeczka oleju kokosowego

+dżem morelowy i odrobina czarnej herbaty

Mokre składniki na biszkopt rozpuszczamy w rondelku nad ogniem, aby się połączyły. Do dużej miski przesiewamy suche składniki. Wlewamy mokre i mieszamy mikserem, aby nie było grudek. Przelewamy to tortownicy wysmarowanej olejem i wysypanej bułką tartą. Pieczemy przez ok.30 min w 180°C. Nie wyjmujemy z piekarnika, pozwalamy mu poleżakować w nim przez godzinę.

 Gdy już ostygnie, kroimy go wzdłuż na dwa blaty. Oba blaty nasączamy odrobiną herbaty i smarujemy dżemem.

 Twardą część mleka ubijamy z ksylitolem i sodą mikserem na sztywno. Dodajemy rozpuszczoną czekoladę, mieszamy. 2/3 kremu rozsmarowujemy pomiędzy blatami, łączymy (kładziemy jeden na drugi) blaty. 1/3 pozostałego kremu smarujemy wierzch i boki tortu. Wkładamy na 2 godziny do lodówki.

 Składniki na polewę roztapiamy w kąpieli wodnej. Smarujemy wierzch tortu, gdy trochę przestygnie. Gotowe!


Spodobało Ci się? Zapraszam w takim razie na:
-mój fanpejdż na Facebooku 
-mojego instagrama: _Vegan_Rebel_
-oraz na Snapchata: martynga.imbir

wtorek, 26 stycznia 2016

Surowy, witariański serek czekoladowy




Kojarzycie witariański świąteczny pudding piernikowy? Jeśli Wam smakował, nowa wariacja na jego temat na pewno też przypadnie Wam do gustu. Nawet jeżeli Wam nie smakował (niemożliwa możliwość), to próbując wersji czekoladowej i tak odpłyniecie - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jest tylko troszkę nieodpowiedni dla osób, którym nie zależy na zgromadzeniu tkanki tłuszczowej na zimę, ponieważ zajadając się nim w leniwe wieczory, można łatwo pomylić się licząc i zamiast jednej porcji, zjeść cztery... Ale to tylko jedna, mała wada ;) Pora na zalety! Deserek jest mega zdrowy: prym w składzie wiedzie surowa kasza gryczana, banan oraz orzechy! Jest to także super opcja dla dzieci-niejadków, bo które odmówi pożarcia kremowego serka o smaku czekolady? Kaszy nie czuć, jest słodko i kakaowo...więc? Maszerujcie do kuchni i miksujcie na deser i na zdrowie :)
Ps. Jak bardzo mi smakuje, jak bardzo jest super-hiper zdrowy i słodki, widać na załączonym zdjęciu. Ta mina mówi wszystko, czyż nie?

Składniki na (teoretycznie) 4 porcje:
-1/2 szklanki surowej, nieprażonej kaszy gryczanej
-1/2 szklanki orzechów pekan
-10 suszonych daktyli
-duży, dojrzały banan
-spora łyżka surowego kakao

-banan do przełożenia (jeden na cztery salaterki)
-jagody goji dla ozdoby

Orzechy, daktyle i kaszę zalewamy wodą, tak, aby tylko je przykryła. Namaczamy przez 3 godziny. Potem dodajemy jednego banana i kakao i blendujemy wszystko na gładko. W salaterkach na dnie układamy kilka plasterków banana, nalewamy łyżkę kremu, kładziemy kolejne kilka plasterków i przykrywamy dwoma łyżkami kremu. Dekorujemy jagodami goji. Schładzamy w lodówce i zajadamy! 

Spodobało Ci się? Zapraszam w takim razie na:
-mój fanpejdż na Facebooku 
-mojego instagrama: _Vegan_Rebel_
-oraz na Snapchata: martynga.imbir

sobota, 23 stycznia 2016

Akrobatyka - najczęściej zadawane pytania


Fot.: Edyta Porczyńska-Walczak
Na wstępie, chciałabym Wam wszystkim bardzo podziękować - moim stałym czytelnikom, osobom, które są u mnie po raz pierwszy i nielicznym, wiernym fanom, których zaczynam już powoli zdobywać. Jestem niezwykle Wam wdzięczna, zachęcacie mnie do dalszej pracy! Z danych statystycznych zdradzę, że blog ma już ponad 10 000(!) wyświetleń, na Facebooku stuknęło 620 like'ów, na Instagramie śledzą mnie 354 osoby, a moje prywatne poczynania na Snapchacie, też kilka ciekawskich widzi. Wśród Was są również intensywnie motywujący ludzie - komentują moje posty i zdjęcia, chwaląc mnie i dając cenne rady. Natomiast inni piszą do mnie wiadomości, o rady pytając - i to właśnie tym, będzie poświęcony dzisiejszy post. Konkretnie osobom, które chciałyby rozpocząć swoją przygodę z akrobatyką i gimnastyką, a może po prostu ze sportem. Jest mi niezwykle miło, że traktujecie mnie jako osobę, na której opinii i zdaniu można polegać, czuję się dumna! Postanowiłam więc zebrać moje odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania, w jednym miejscu. Jeśli chcecie wiedzieć coś jeszcze, albo nie jesteście czegoś pewni, śmiało mnie o to pytajcie, każdy taki komentarz sprawia mi niezmierną radość i chętnie na niego odpowiem! Zapraszam do czytania!

1. Od ilu lat ćwiczysz?
 Ćwiczę i uczęszczam na zajęcia akrobatyczne od grudnia 2014, więc nieco ponad rok. Wcześniej nic innego nie trenowałam.

2. Jak często ćwiczysz? Jak wygląda twój trening?
 W domu trenuję codziennie - gdy mam czas, potrafię harcować ponad dwie godziny, ale to raczej w weekendy. W tygodniu, przez częsty brak czasu, około godzinę. Zawsze, bezwzględnie, przed intesywnym wyginaniem i napinaniem mięśni robię rozgrzewkę, ponieważ jest to bardzo ważne - Wy również zawsze o tym pamiętajcie! Włączam na You Tube 14-minutowy trening ABS na brzuch z Natalią Gacką, potem siadam w rozkroku i rozciągam mocno nogi, robię foczki, powolne, delikatne mostki. Zajmuje mi to około pół godziny. Dopiero po tym przechodzę do doćwiczania "dynamicznych" elementów. Ponadto, dwa razy w tygodniu uczęszczam na zajęcia prowadzone przez byłych cyrkowców - trwają one ok.2,5 godziny. Robimy wtedy tradycyjnie rozgrzewkę, szlifujemy układy i ćwiczymy piramidy.

3. Nie mam możliwości uczęszczania na specjalne zajęcia. Czy mogę się czegoś nauczyć sama?
 Oczywiście, to czy ktoś jest samoukiem, czy uczęszcza na zajęcia, nie wpływu na poziom jego umiejętności! Znam wiele osób, które są w mojej grupie od prawie 6 lat, a potrafią...mniej niż ja. Nie mam zamiaru się tutaj wywyższać, chcę tylko podkreślić fakt, że wszystko zależy od naszej systematyczności i zaangażowania. Te osoby nie są skrzywdzone przez los, który dał im "sztywniejszy kręgosłup" czy "mniej giętkie nogi" - po prostu rzadko przychodzą na spotkania i zamiast na nich ćwiczyć, rozmawiają. Wszystko osiąga się ciężką pracą. Jeśli więc chcesz rozpocząć przygodę z akrobatyką w domu, pamiętaj, że wystarczy tylko ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Nie potrzeba będzie specjalnych przyrządów - na początek będzie trzeba zaopatrzyć się tylko w miękki materac (w najgorszym przypadku, taki do spania), cienką matę (może być karimata) i...ścianę. Na tym pierwszym będziecie ćwiczyć elementy, przy których można upaść i zrobić krzywdę - a więc stanie na rękach (ręce stawiamy jednak poza materacem!), na głowie i na barkach. Mata przyda się podczas mostków, stania na przedramionach i przerzutów bokiem ("gwiazd"). Ściana natomiast może służyć do podpierania się przy figurach wymagających równowagi: skorpionach, przy wadze bokiem, również staniu na głowie, rękach itp. Aby prawidłowo uczyć się wszystkiego od podstaw, zalecam oglądać poradniki na You Tube - zajrzyjcie koniecznie do Zwariowanych. Najważniejsza rada: zawsze róbcie wszystko w miarę swoich możliwości, bo ryzyko w tym sporcie może Was naprawdę dużo kosztować. Bądźcie ostrożni! 

4. Od jakich figur zacząć?
 Przede wszystkim, musicie zacząć od wzmocnienia mięśni nóg, ramion i brzucha, zanim będziecie próbować robić dynamiczne ćwiczenia. Rozciągnijcie też nogi, kręgosłup oraz barki, o których często zapominamy - bez giętkich barków nie zrobimy natomiast ładnego mostka, ani przejścia w tył. Np.zanim będziecie stawać na rękach bez zabezpieczenia, starajcie się jak najdłużej wytrzymać przy ścianie. W mostku starajcie się, aby Wasze ramiona były prostopadłe do podłogi, czyli stawiajcie je proste jak najbliżej stóp (przy czym nie uginajcie bardziej nóg!). Jeśli nie jesteście w stanie tego zrobić, macie je słabo rozciągnięte.
Akrobatyka lubi się także z innymi sportami - jeśli biegacie, jeździcie na rowerze czy pływacie, możliwe, że Wasz "start" będzie łatwiejszy. Kondycja i wytrzymałość zawsze mile widziane :)

5. Czy do akrobatyki będzie mi potrzebna pomoc drugiej osoby?
 Niekoniecznie, w większości przypadków dacie sobie radę sami. Ewentualnie możemy poprosić kogoś silniejszego o asekurację albo przytrzymanie - będziecie czuć się pewniej. Szczególnie zalecam poprosić kogoś o to podczas nauki przejścia w przód i tył!

Mam nadzieję, że odpowiedziałam dosyć wyczerpująco na Wasze pytania :) Jeśli jednak dalej macie w niektórych kwestiach wątpliwości, albo po prostu chcecie wiedzieć coś więcej - śmiało pytajcie, z chęcią Wam doradzę! Czekam więc na Wasz odzew, do napisania!

Spodobało Ci się? Zapraszam w takim razie na:
-mój fanpejdż na Facebooku 
-mojego instagrama: _Vegan_Rebel_
-oraz na Snapchata: martynga.imbir

niedziela, 17 stycznia 2016

Bezglutenowa, surowa granola

 Były już witariańskie desery, ciasta, a nawet pizza... Teraz pora na opcję śniadaniową! Zalety przyrządzania domowej granoli każdy zna: oszczędzamy dużo pieniędzy (dla przykładu: popularna firma produkująca ten przysmak, wycenia sobie opakowanie o gramaturze 350 g na 7 zł), możemy wybrać swoje ulubione składniki, unikamy przesłodzonych, niezdrowych produktów, które łudzą nas napisami na opakowaniu, takimi jak "fit" czy "healthy" oraz możemy, będąc na surowej diecie, przypomnieć sobie dawne smaki - korzystając z tego przepisu! Wykombinowałam sposób, dzięki któremu nawet niewtajemniczeni, ubodzy w dehydrator ludzie (tacy jak ja), będą i tak mogli takiego chrupaka sobie ususzyć.
Pamiętajcie, że tak jak napisałam - można wybrać swoje ulubione składniki, dlatego kombinujcie!



Składniki na ogromną ilość granoli:
-szklanka niemielonego siemienia lnianego, namoczonego przez godzinę w wodzie (woda musi przykryć nasiona, potem jej nie odcedzamy)
-2 szklanki posiekanych orzechów włoskich
-2 szklanki surowej, nieprażonej kaszy gryczanej (namaczamy 1 godzinę i płuczemy - gdzie kupić, pisałam tutaj)
-2 szklanki bezglutenowych, surowych płatków owsianych
-szklanka nasion konopi (w zabójczej cenie do kupienia w Rossmann'ie)
-1 i 1/2 szklanki rodzynek
-szklanka syropu klonowego
-aromat waniliowy
-łyżka cynamonu
-szczypta soli

Wszystko wrzucamy do dużej miski, mieszamy razem i wysypujemy na 3 blaszki do pieczenia, wyłożone papierem do pieczenia. Suszymy do zupełnej suchości (zajmie to ok.2 godzin) w uchylonym piekarniku ustawionym na 50 stopni. Przesypujemy do puszki i zjadamy razem z surowym puddingiem piernikowym lub wegańskim jogurtem.

Spodobało Ci się? Zapraszam w takim razie na:
-mój fanpejdż na Facebooku 
-mojego instagrama: _Vegan_Rebel_
-oraz na Snapchata: martynga.imbir

czwartek, 14 stycznia 2016

Bezglutenowy piernik z ciecierzycy


 To ciastko podpatrzyłam ostatnio na blogu, którego od niedawna czytam - Vi & Raw (od razu mówię, że polecam szczerze!) i pragnę zaznaczyć, że przepis prawie w 100% jest kulinarną twórczością Wiktorii Oszczanowskiej, a ja bezczelnie go kradnę i ściągam. Żartuję oczywiście, pytałam autorkę o zgodę na publikację, więc wszystko odbywa się na legalu.
 Dlaczego po zrobieniu tego piernika, obudziły się we mnie kleptomańskie instynkty, które popchnęły mnie do zamieszczenia czyjegoś, niezmodyfikowanego przeze mnie przepisu? Przede wszystkim, nie było czego poprawiać. Smak jest oczywiście dla mnie najważniejszy i jak wiecie, nie wszystkie moje wypieki grzeszą byciem "fit", "raw" albo "organic" - staram się jednak zdrowo odżywiać i coraz lepiej mi to wychodzi. Wychodzi mi to bardzo dobrze, szczególnie kiedy nie muszę iść na żadne kompromisy - ma być smaczne i koniec, to, że jest zdrowe to nie wymówka! Dlatego właśnie tak pokochałam ten piernik. Zawiera same zdrowe składniki, ale nie zaburza to w nawet jednym procencie jego smaku! Jest leciutki i miękki, cudownie słodki i piernikowy. Gdy jeszcze przełożymy go domowym dżemikiem, staje się bardziej wilgotny, więc zalecam ten zabieg! Ach, na dodatek poradzą sobie z nim nawet początkujący cukiernicy - wszystko ładnie rośnie, a składniki wystarczy tylko wymieszać.


Składniki na średnią, silikonową keksówkę:
-2 szklanki mąki z ciecierzycy (nie radzę samemu mielić ciecierzycy, lepiej kupić gotową mąkę)
-3/4 szklanki syropu klonowego
-szklanka mleka roślinnego
-łyżeczka sody oczyszczonej
-1/3 szklanki oleju
-łyżka przyprawy do piernika
-łyżka kakao
-szczypta soli

-dżem do przełożenia

Przygotuj dwie miski: większą i mniejszą. W mniejszej rozpuść na kuchence syrop z mlekiem, aż dokładnie się połączą. Suche składniki przesiej do dużej miski. Dodaj mokre i wymieszaj dokładnie mikserem. Przelej do formy i piecz przez ok.30 minut w 180 stopniach. Nie wyjmuj ciasta od razu z piekarnika, tylko poczekaj godzinę, aby trochę przestygło. Gdy będzie zupełnie zimne, przekrój je wzdłuż i posmaruj dżemem.

Spodobało Ci się? Zapraszam w takim razie na:
-mój fanpejdż na Facebooku 
-mojego instagrama: _Vegan_Rebel_
-oraz na Snapchata: martynga.imbir

piątek, 8 stycznia 2016

Wegański jogurt w 10 min, ze składników, które masz w domu!


 Tak, tak, tak! Ten tytuł nie wprowadza w błąd, nie koloryzuje rzeczywistości, lecz mówi prawdę! Dodam jeszcze, że składniki użyte w tym przepisie, kosztują łącznie 3 zł. Prosta matematyka: porcje wychodzą trzy spore, więc mamy jeden jogurcik "na raz" za złotówkę! Brzmi trochę jak reklama taniego wyrobu mleczno-podobny ze spożywczaka w okolicy? Otóż nie! Może i jest to wyrób mleczno-podobny i kosz jego nieduży, ale za to nie pochodzi ze spożywczaka i jest wegański! Mowa oczywiście o...Sojadku o smaku naturalnym!
 Dobrze, jak więc to możliwe, że kubeczek o gramaturze 125g (Alpro) kosztuje w Kauflandzie prawie 4 zł, a ja oferuję 3 porcje king size za 3 zł?
To nie żadne cuda, już liczymy:
-mleko sojowe "Joya" z Lidla: 5 zł. Potrzebujemy 1/4 kartonu, wychodzi więc 1,25 zł.
-pół cytryny: ok. 40 gr.
-trochę skrobi ziemniaczanej, ew.jakiś owoc, słodzidło, aromat waniliowego: daję max. złotówkę za to wszystko.
-razem: 2,65 zł, prawie 3 zł
Na dodatek nasz deserek jest bardzo smaczny. Może nie jest to "prawdziwy" jogurt z dobroczynnym kulturami bakterii fermentacji mlekowej, ale dzięki dodatkowi soku z cytryny skutecznie oszukuje nasze kubki smakowe (może nie jelita, no ale przyznanacie, że i tak brzmi kusząco :))
 >Koniec tekstu reklamowego, idziemy do kuchni<

Składniki na 3 porcje:
-szklanka mleka sojowego
-2 łyżki soku z cytryny
-1 duża łyżka skrobii ziemniaczanej

Ewentualnie (jednak zalecam):
-2 łyżki słodu
-kropelka aromatu waniliowego
-borówki, maliny, truskawki, mandarynki...

W średniej misce mieszamy mleko z sokiem z cytryny i odstawiamy na 2 minuty. Dodajemy słód, skrobię i sól. Ucieramy wszystko mikserem przez minutę.

Wstawiamy miskę do kuchenki mikrofalowej i podgrzewamy przez 1 minutę. Ucieramy ponownie.

Ponownie podgrzewamy przez minutę. Ucieramy.

Jeszcze raz powtarzamy ten krok. Dodajemy aromat i owoce.

Wstawiamy na kilka godzin do lodówki.

sobota, 2 stycznia 2016

Recenzja batona Petarda - Zmiany Zmiany

 Dzisiaj testowałam kolejnego batona z mojej paczki zamówionej w sklepie Evergreen, ponownie z firmy Zmiany Zmiany. Recenzję poprzednika, czyli "Alohy", możecie przeczytać klikając tutaj.
Pamiętam, że tamten bardzo mi smakował i tego samego wrażenia spodziewałam się po "Petardzie"- w końcu nazwa zobowiązuje. Jak było, przeczytacie poniżej :)

Opakowanie: różni się od innych: nie jest papierowe, natomiast foliowe. Nie stwarza to jednak dla niego zagrożenia, baton nie połamie nam się w torbie/kieszeni/plecaku. Grafika nie jest też utrzymana w stylu vintage, tylko sprawia wrażenie pop-artowego kolażu. Mimo to, podoba mi się. Petarda jest, jak to na "Petardzie" być powinno, a informacje przedstawiają się bardzo klarownie: baton jest wegański, waży 69 gramów, zawiera malinę i spirulinę oraz śmie nazywać się batonem sportowym, zresztą zupełnie słusznie (ma 269 kilokalorii i 7,5 grama białka).

Skład:
Jak zwykle cudowny. W 100% naturalny, zawiera dobrej jakości owoce, orzechy i nasiona.



Smak, konsystencja: oby dwie rzeczy są w miarę zadowalające. Jestem pod wrażeniem kolorku - przypomina ciasto "leśny mech", dzięki dodaniu do składu spiruliny. Wolałabym jednak nie jeść go w szkole, bo nie dla każdego może wyglądać apetycznie... A pytań odnośnie tego, co ja jem, mam już dość. Baton jest zbity, nie kruszy się, nie brudzi palców. Smak mnie niestety nie powalił - wszystko jest zbyt kwaśne, dlatego super by było, aby zamiast morwy dodali więcej daktyli, ponieważ reszta zapowiada się bardzo dobrze. Maliny są wyczuwalne, a nasionka chia fajnie zmieniają się w galaretkę, dostając się na język. Gdyby tylko to wszystko było słodsze...!

Dostępność: tak jak w przypadku "Alohy", trzeba albo zamawiać przez Internet, albo buszować w eko sklepach.

Cena: (Evergreen) 8 zł. Ponownie się nie skuszę!

Punkty: 6/10

Spodobało Ci się? Zapraszam w takim razie na:
-mój fanpejdż na Facebooku 
-mojego instagrama: _Vegan_Rebel_
-oraz na Snapchata: martynga.imbir